Witajcie,
Są takie filmy, o których w zasadzie niewiele wiadomo, które przechodzą bez echa i słuch po nich ginie. Niektóre obrazy na to zasługują, inne cierpią niezasłużenie. Filmem z drugiej kategorii jest niewątpliwie "Ninja Assassin"
Wyreżyserowany przez James'a McTeigue'a obraz jasno stawia sobie cel i określa dla jakiej widowni jest zrobiony. Oto przed Wami 1,5 - godzinny film akcji, akcji i jeszcze raz akcji. Dzieje się bardzo dużo, krew się leje hektolitrami, a my dobrze się bawimy (o ile oczywiście nie będziemy chcieli obejrzeć ambitnego obrazu dającego do myślenia, a po prostu zrelaksować się przy dobrym kinie).
Fabuła w "Ninja Assassin" od początku schodzi na drugi plan. Oczywiście, jest całkiem fajnie opowiedziana historia Raizo, członka klanu Ozuma, który odwraca się od swojej 'rodziny' i odtąd staje się poszukiwany przez ninja. W międzyczasie poznaje agentkę Interpolu, Mikę, którą ratuje z opresji i odtąd dziewczyna pomaga mu w zrealizowaniu swojej zemsty na mentorze Raizo. Raizo chce się zemścić za zamordowanie.... i tu zakończę opowieści o fabule (trąci trochę melodramatem, ale tylko przez chwilkę), bo fajnie się to wszystko ogląda.
Napisałem wyżej, że fabuła zeszła na drugi plan. Stało się tak, ponieważ twórcy filmu chcieli, żebyśmy po prostu dobrze się bawili, skupiając się na rzeźni z ninja w roli głównej. I używając słowa 'rzeźnia' wcale nie żartuję. Krwi leje się cholernie dużo, trup ściele się gęsto, a wszystko podlane orientalnym sosem ze znakomitych scen walki. Scena otwierająca film zwiastuje nam to, co będzie działo się przez kolejne 80 minut (film bez napisów końcowych trwa jakieś 85 minut) i robi to w wielkim stylu. Zawsze chciałem zobaczyć wschodnie sztuki walki w hollywoodzkim wydaniu i dzięki "Ninja Assassin" udało mi się i nadal jestem pod wrażeniem. Może to moja słabość do katan, ale sekwencje z udziałem ninja są świetnie wyreżyserowane, a pojedynek Raizo ze swoim mistrzem choć krótki, to i tak ogląda się z przyjemnością.
O udźwiękowieniu mogę powiedzieć tyle, że wpasowuje się do tego, co dzieje się na ekranie. Kiedy trzeba jest spokojnie, kiedy zaś zaczyna się dziać, muzyka odpowiednio przyspiesza, żeby nadać scenie dynamizmu. Podoba mi się zwłaszcza jeden motyw przygrywany na japońskiej odmianie skrzypiec (skrzypce nazywają się bodajże kokyu, ale tego już nie jestem pewien).
W filmie wykorzystano również pewną część arsenału wojowników ninja. Są katany, shurikeny i kusari-gamy (kusari-gama to broń o długości ok. 3 metrów, składająca się z łańcucha zakończonego sierpem) i wszystkie one w rękach profesjonalistów robią naprawdę ogromne wrażenie. Nie ma tu sceny walki, którą możnaby uznać za mocno niedorobioną czy też niepotrzebną.
Są rzeczy, które w "Ninja Assassin" nie przypadły mi do gustu. Po pierwsze, jeżeli ktoś nastawia się na fabułę, srodze się zawiedzie, gdyż mamy do czynienia z tradycyjną historią o zemście, przeplataną mnóstwem retrospekcji połączonymi z wątkiem miłosnym. Drugi minus należy się twórcom za pewną niekonsekwencję. Otóż Raizo, jako świetnie wyszkolony ninja, ma wyostrzone zmysły (głównie chodzi o słuch). W niektórych jednak momentach (zwłaszcza w scenach z udziałem Miki) Raizo zdaje się zapominać o swoich umiejętnościach (czyżby kobiety były jedyną słabością ninja? ;p), co razi w niektórych momentach. Ostatnia sprawa to finałowa scena. Nie podoba mi się fakt, że do DOJO POŁOŻONEGO WYSOKO W NIEDOSTĘPNYCH GÓRACH (!) wdziera się armia agentów Interpolu z ciężką artylerią. Można to było inaczej rozwiązać. Swoją drogą, zastanawiam się w jaki sposób ok. 40 wysoce wyszkolonych zabójców ( wraz z ich mentorem, który, jeżeli obejrzycie film, okaże się jakimś mega-ninją) nie wyczuło obecności wrogiej siły, która zbliża się ku ich świątyni.
Razi mnie jeszcze jedna rzecz. Obsada filmu to w 85% Japończycy, więc dlaczego w filmie nie pada ani jedno słowo w ich ojczystym języku?! Nawet w retrospekcjach nie ma nawet słówka po japońsku. Duży minus, panowie...
Pomimo tych wad zapewniam Was, że będziecie się świetnie bawili oglądając "Ninja Assassin", bowiem jest to jeden z tych filmów, który przeszedł bez echa całkowicie niezasłużenie. Na imdb obraz zebrał jak na razie ocenę 6.3/10, a znalazłem w tymże serwisie kilka recenzji użytkowników, które stanowczo się nie zgadzają z tak niską oceną. Ja również myślę, że film jest zbyt nisko oceniony przez widownię, ale nie przesadzałbym również z wychwalaniem go pod niebiosa. Jest to porządne, dobrze zrealizowane kino akcji, które przyjemnie się ogląda w gronie znajomych. Nie zawiedziecie się ;)
Moja ocena: 7.5/10
Kilka zdjęć
W kąciku muzycznym Vanessa Mae
ja tam z kina akcji, które wymaga wyłączenia mózgu uwielbiam Adrenalinę.
OdpowiedzUsuńlepszego filmu nie ma :D
Fajna recenzja ale to nie sa japonczyki
OdpowiedzUsuńRainzo to koreanczyk Bi Rain bardzo popularny w swoim kraju, mlodsza wersja niego to tez koreanczyc joon lee z MBLAQ kpop zespol. A nie mowia po koreansku czy tez po japonsku poniewaz to niemiecko-usa produkcja.
Ale trzeba przyznac ze Rain to niezle ciacho z fajnym cialkiem.