piątek, 31 grudnia 2010

Noworoczna obsuwka ;)

Witajcie,
Moja notka podsumowująca mijający powoli rok ma delikatną obsuwkę spowodowaną nadmiarem moich wątpliwości co do niektórych rzeczy...

Anyway, z okazji dzisiejszego ostatniego dnia 2010 roku, życzę Wam wszystkiego, co dobre w kolejny roku. Miejcie siłę, aby przezwyciężać trudności, nie bójcie się bujać w obłokach, ale pamiętajcie, żeby stąpać po ziemi raczej twardym krokiem.

Zapraszam do czytania mojego bloga, bowiem wstępuje na nowy poziom trudności - zaczynam pisać recenzje :)

Resztę przeczytacie już w mojej jutrzejszej publikacji :)

Wszystkiego najlepszego!

środa, 22 grudnia 2010

Koszmarek zimową porą

Witajcie po długiej nieobecności :)

Ostatnie kilkanaście dni to atak zimy, którą schizofremicy i naukowcy z największych instytutów badawczych w Polsce nazwali "zimą tysiąclecia" (jak co roku zresztą). Zimno, śnieżnie, ciemno i w ogóle nie chce się nigdzie wychodzić. Siłą rzeczy jednak musimy chodzić do pracy czy szkoły. Otuchy przed zimą dodawały zapewnienia odpowiednich służb, że do zimy jesteśmy przygotowani na 150% i nic się Polakom nie stanie, o ile
a)kierowcy założą w końcu te cholerne zimówki
b)nie zabraknie soli na sypanie dróg
c)nie zabraknie ludzi do odśnieżania chodników
Czyli generalnie nasze nadzieje opierały się na tym, że ludzie w końcu pomyślą i uczynią tą zimę w miarę znośną.
Jak już doskonale zdążyliśmy się przekonać, jest źle. Brakuje ludzi do odśnieżania, do sypania soli, do obsługi piaskarek i pługów, brakuje wszystkiego. Na brawa i pomidory (chociaż w ostatnich czasach całkiem modne stało się rzucanie butami.. A co tam, śniegu jest dużo przecież) zasługują oczywiście urzędasy i organy tzw. wykonawcze, których najlepszą wymówką od lat jest tekst "takiego ataku zimy się nie spodziewaliśmy"... Um, gwoli ścisłości. Zima w Polsce (która jak doskonale wiemy, leży w klimacie umiarkowanym) trwa średnio 3-4 miesiące. Poza tym pamiętam takie zimy, gdzie w ciągu dnia temperatura dochodziła spokojnie do -20 stopni! Więc do ciężkiej cholery, jak można się nie spodziewać ataku zimy!? Przecież co roku jest ta sama śpiewka:
a)"zima tysiąclecia" (nie wiemy, co zrobić, więc powiedzmy coś epickiego)
b)"nie spodziewaliśmy się bla bla bla" (oszczędzamy jak tylko się da, popsuł się ekspres do kawy, a i barek z alkoholem coś pustoszeje)
No ludzie, wybaczcie, bezrobocie w Polsce sięgnęło bodaj 10%, a Wy nie wiecie skąd brać ludzi do odśnieżania?! Zagonić nierobów do łopaty, niech zapracują na swoje pieniądze. Zastanawia mnie również fakt, że ostatnio coś brakuje na polskich ulicach ciężkiego sprzętu do odśnieżania. Przypomina mi to kampanie wyborcze, gdzie mniej więcej dwa tygodnie przed wyborami miasta pięknieją, nowe placówki do cholerawieczego wyrastają jak znikąd, a ludziom żyje się lepiej. Czyżby po tygodniu władze doszły do wniosku, że społeczeństwo sobie samo poradzi z tą sytuacją? Jak to się dzieje, że w prawie 40-milionowym kraju, nie ma komu odśnieżyć drogi/chodnika/ulicy? Te pytania prowadzą do dyskusji bez dna, ponieważ te tak zwane organy wykonawcze zasłaniają się absurdalnym powodami swojego nieróbstwa, a ponadto i tak usłyszymy śpiewki o niedostatecznym przygotowaniu wszystkich wokoło. Drzazgę w czymiś oku itd. itd.

Kolejna kwestia: ludzie to debile. Szczególnie kierowcy. Narzekać potrafi każdy. A to, że drogi nieodśnieżone, że ślisko, że korki i że w ogóle źle. A czy kierowcy założyli wcześniej zimówki (sam widziałem kilku nieboraków, którzy najwidoczniej o tym nie pomyśleli i prawdopodobnie czekali na sygnał z niebios o zbliżającej się zimie)? A czy kierowcy zdejmują nogę z gazu, bo jest ślisko? Odpowiedź na te pytanie, to w przerażającej większości "NIE". Kierowcy nie dostosowują się do panujących warunków i jeżdżą zbyt szybko i nieostrożnie, na dodatek niektórzy (o, zgrozo) nie mają założonych opon zimowych, co uważam za równoznaczne z samobójstwem (a przy okazji zginie niewinna osoba).

Ostatnią rzeczą, którą chcę tu poruszyć, jest nasze MPK, na które skazane są osoby bez samochodu. Dzień bez tramwaju, który się spóźni albo w ogóle nie przyjedzie, można w tej sytuacji uznać za spore wydarzenie. Zamarzają trakcje (bo nie ma ich kto oporządzać), tory są nieprzejezdne (znów, nie ma się kto nimi zajmować... a bezrobocie rośnie) albo zaśnieżone (j.w.). Ludzie są źli, bo spóźniają się do prac, szkół itd., a MPK postanowiło najprawdopodobniej przeczekać całą zimę i ma wszystkich w głębokim poważaniu, bo oprócz samochodów informujących o kolejnych tramwajach, które nie przyjadą, nie widziałem nikogo kto mógłby się zająć tym bałaganem. Co więc pozostaje? Szukać sobie w miarę dogodnego środka transportu (o wygodzie mowy być nie może, gdy razem z Tobą w tramwaju/autobusie jedzie spokojnie ze 100 osób na wagon) lub wracać nie piechotę. Nie żartuje, niekiedy bardziej opłaca się wracać pół miasta na pieszo niż polegać na MPK (sytuacja, gdy wracałem ze szkoły na Strykowskiej na Wólczańską, gdy autobus 85 do samego szpitala Korczaka jechał jakieś 40 minut, a tramwaje w stronę mojego domu w ogóle nie jeździły lub były nieprawdopodobnie zapchane, zdarzyła mi się całkiem niedawno.. Czas mojego powrotu wynosił ok. 2 godzin co i tak mogę uznać za niezły fart).

Ogółem rzecz biorąc, nie jest dobrze. Władze po raz kolejny okazały się kompletnie nieprzygotowane na zimę i doprowadziły do paraliżu komunikacyjnego. Well done, panowie...

Pozdrawiam ludzi, którzy jednak nie tracą optymizmu ;)

W dzisiejszym kąciku muzycznym Linkin Park - Burning in The Skies