środa, 14 września 2011

Ludzie i ludziska pt.1

Witajcie,
Tą notką rozpoczynam serię artykułów o ludziach, środowiskach, wydarzeniach czy innym badziewiu, które zdarza się człowiekowi przewinąć przez oczy podnosząc ciśnienie i wyzwalając wewnętrzną furię połączoną z melodramatycznymi rozważaniami o wyjeździe z kraju, powieszeniu się czy innymi sposobami, jakimi ludzie lubią sobie umilać życia. Może być ciekawie, więc zaczynajmy!

1.Olimpijczycy
Tym kryptonimem nazywam tzw. starszyznę komunikacyjną. Wielu z nas zdarza się podróżować środkami komunikacji miejskiej maści wszelakiej. Niezależnie jednak od sposobu przemierzania dystansów, zawsze trafimy na przemiłych osobników w wieku, w którym powiedzenie "trzy ćwierci do śmierci" przestaje się podobać, którzy poszukują sobie miejsca do odciążenia zmęczonych nóg i rozkoszowania się jazdą. Albo odciążenia swojej zmęczonej torby z zakupami. Albo pieska. Noż cholera jasna człowieka strzela, gdy po godzinach spędzonych w pracy czy też po ciężkim dniu w szkole napotyka widok staruszki bez mrugnięcia okiem kładącej kilo pomidorków, ziemniaczków, sraczków i ktokolwiek raczy wiedzieć czego. Co, zakupy się zmęczyły i domagają się miejsca? Szeptały do uszka? Gratukurwalacje.

Najlepsze jednak przed nami. Oto przed naszymi oczyma roztacza się następujący widok: ostatnimi siłami do tramwaju wpada x-letnia przedstawicielka chwalebnego zawodu zdewociałej emerytki z pięcioma torbami i jedną uwieszoną na szyi. Rozglądamy się wtedy i widzimy, że jakieś 30 metrów dalej jest rynek/warzywniak/kościółek (wybierzcie sobie). Pozazdrościć kondycji.
Co, czy ustąpię miejsca? Wydawało mi się, że drzemią w Szanownej Pani pokłady młodzieńczej energii. To tak, jakby tramwaje czy autobusy miały magiczną moc wysysania energii z ludzi. A nie widzę po innych skrajnego wyczerpania.
Siedzę więc sobie spokojnie, nie wadząc nikomu, gdy nagle czuję postukiwanie w kolanie. Myślę sobie "kurczę, strzyka mi kolanie czy coś", ale nie, to ta sama sprinterka stuka mnie bucikiem w kolano. W takich sytuacjach tworzy się niespodziewana więź między "staruszką" (musicie wiedzieć, że większość z nich starość ma jeszcze wieki przed sobą) a pasażerami zgromadzonymi wokoło. Litanie w stylu "co za młodzież" to dodatkowa atrakcja takiej przejażdżki. A najlepsze w tym wszystkim są miny innych, gdy rzekoma zmęczona życiem pani wysiada po jednym przystanku. Uśmiech satysfakcji gwarantowany.

O paniusiach kładących pieski na siedzeniach już nie wspomnę, bo mi ciśnienie podskoczy.


2. Maruderzy
Jednokolorowa grupa ludzi, którzy zawsze i wszędzie są na nie, ciągle coś im nie pasuje, ciągle coś nie współgra z ich idealnym obrazem świata. To tak, jakby do Da Vinciego podszedł sobie człowieczek i rzekł: "No wiesz, fajny portret, ale wiesz, Leoś, nie mogłeś namalować blondynki?" NIE! Weźcie ten swój mały, czarno-biały światek i wsadźcie go sobie w pudełko, zamknijcie się razem z nim tam i nie wychodźcie. Jesteście niczym wieczne jesienna depresja, zawsze się któryś czai, żeby pomarudzić, żeby wprowadzić smród pesymizmu. Nawet jednorożca rzygającego tęczą potrafiliby zamienić w Kłapouchego z Kubusia Puchatka.


3. Nastolatki
Na koniec dzisiejszego epizodu grupa społeczna, która budzi mój największy podziw i sprawia mi największy ból głowy. Bo co się stało z tymi w miarę normalnymi, w miarę ambitnymi i mającymi aspiracje społeczne ludźmi? Dorośli. Do gry weszło pokolenie, którego za żadne skarby świata nie będę w stanie zrozumieć. Poczynając od osobników, których największym osiągnięciem pozostanie najnowszy telefon ukradziony jakiemuś dzieciakowi na dworcu oraz wypicie sześciu browarów, zarzyganie bramy i wybicie kilku szyb (JP na 100% to dla nich chyba jakiś pieprzony kodeks honorowy), aż po durne małolaty z syndromem skrzywionej paszczy i brudnymi lustrami. Sama sobie ubrudziłaś to lustro czy pomyślałaś, że tak będzie Glamour? Przyszło Ci, skarbie, do głowy, że może, nie wiem, koleżanka mogłaby Ci zrobić ładne zdjęcie? Nie, trzeba jebnąć 170 takich samych zdjęć pod absurdalnym kątem. Koniecznie z papierosem/piwem/kasą/chujwieczymjeszcze. A, zdjęcie w bieliźnie to w dzisiejszych czasach +100 do szacunku. Potem się głupie dupy dziwią, że faceci widzą w nich tylko obiekt seksualny, a ich książę z bajki nie zjawia się jeszcze na białym koniu, dzierżąc złotą i nielimitowana kartę kredytową. No bo po co mieć cel w życiu, jak można dać dupy?


Tym wesołym i pozytywnym akcentem kończę pierwszy epizod z serii "Ludzie i ludziska". Zachęcam Was do podawania mi pomysłów, które mogą zostać uwzględnione (o ile oczywiście nie będę już ich miał na liście) w przyszłych odcinkach.
Bywajcie!

Limbo- Recenzja



Witajcie,
Ostatnimi czasy naprawdę rzadko spotyka się grę, która mimo swojego teoretycznego minimalizmu, oferuje zawiłą rozgrywkę i pozostawia po sobie ślad w głowie. Nie są to zazwyczaj gry wielkich koncernów kasujących wielkie pieniądze za nie do końca udane tytuły. Przykładem niech tu będzie Bulletstorm, który jest definicją słowa "zabawa", jednocześnie cierpiącą na poważne niedostatki fabularne. Wielkie gry małych producentów rzadko przebijają się przez ocean wysokobudżetowych produkcji. Na szczęście Limbo się to udało.

Historia jest tu najmniej ważnym elementem, a to dlatego, że w gruncie rzeczy jej nie ma. Sterujemy chłopcem, który budzi się w środku mrocznego lasu. Okazuje się również, że jego siostra zaginęła i musi ją odnaleźć. Zakończenie gry mówi dość niewiele (wysłałem maila do twórców gry z pytaniem co właściwie ma ono oznaczać), a mogę Wam zdradzić jedynie to, że mamy do czynienia z zakończeniem otwartym. Niestety nie dowiedziałem się tego z oficjalnej strony gry, a ze strony PSN, na której można zakupić ten produkt (dostępny również na Steamie i XBLA).

Fabuły więc w zasadzie nie ma, ale nie historia jest tu motorem napędowym gry. Są to świetnie przemyślane zagadki do rozwiązania (niektóre z nich są godne podziwu i wymagające niekiedy refleksu) i genialny klimat świata przedstawionego. Efekt ten chłopaki ze studia Playdead osiągnęli poprzez monochromatyczność, czyli przedstawienie gry w zasadzie trzech kolorach: czarnym, białym i szarym. Wspomniane rozwiązanie zagęściło klimat gry, zmieniając ją w mroczną i brutalną rozgrywkę. Tak, brutalną, ponieważ praktycznie wszystko w tej grze chce gracza zabić. Głazy, piły tarczowe, pająk, a nawet grawitacja mogą być zarówno naszymi sprzymierzeńcami, jak i bezwzględnymi katami. Weźmy na przykład moment w grze, w którym musimy uciekać, później zmierzyć się, a na końcu wykorzystać pająka do przejścia na dalszy etap gry. Po ucieczce musimy podstawić pułapkę na niedźwiedzie w takim momencie, żeby pająk w momencie, gdy ma nas zranić jednym ze swoich odnóży, nadział się na tą pułapkę. Czynność musimy powtórzyć do pewnego momentu (chcę zdradzić jak najmniej szczegółów, bo to trzeba samemu przeżyć). Później musimy użyć zwłok zwierzęcia, żeby przejść dalej m.in. urwać mu ostatnią nogę. Wszystko ukazane bez ogródek, komiksowych dymków i innych cenzorskich narzędzi. No właśnie, każda śmierć chłopca jest pokazana jak najbardziej brutalnie, tak, żeby niejako ukarać gracza za pośpiech czy brak pomyślunku. Możemy zostać m.in. przygnieceni, poharatani piłą oraz wielokrotnie postrzeleni przez minigun'a. Całość ma nas zmusić do dokładnego przemyślenia sytuacji i opracowania idealnego planu działania.


Warto jeszcze wspomnieć o dźwięku, który doskonale komponuje się z tym, co dzieje się na ekranie. Muzyki prawie nie ma, a odgłosy maszyn czy innych rzeczy w grze są idealne.

Miło również napisać, że gra nie ma minusów. Jest trochę krótka, ale niesamowicie wciągająca. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest to najlepsza niezależna gra w jaką było mi dane grać. I obym spotkał więcej takich zaskoczeń w przemyśle gier :)
Ocena: 10/10

piątek, 9 września 2011

PPV, czyli Pazerność Polskich Wydawców

Witajcie,
Jestem zły. Zły to w tym przypadku i tak małe słowo. Jak wszyscy zapewne wiecie, już jutro odbędzie się bokserski pojedynek, na który czekają miliony Polaków, czyli walka Tomasza Adamka z Witalijem Kliczką. I ogromna część kibiców nie będzie miała szans na zobaczenie pojedynku, głównie przez pazerność i przejmowanie nie tych amerykańskich wzorców, co potrzeba. Otóż za możliwość obejrzenia walki w domu trzeba zapłacić. 40 złotych. 40 ZŁOTYCH! Nie jest to ogromna kwota, ale oburzający jest fakt, że obywatelowi, który na domiar wszystkiego płaci abonament za np. telewizję cyfrową, daje się wybór tej samej wartości, co wybór marki papierosa skazanemu na rozstrzelanie. Płacisz albo nie oglądasz. Noż kurwa, to się w głowie nie mieści.

Oczywiście, podniosą się głosy, że walkę można będzie pewnie zobaczyć w sieci albo na RTL-u (tak, na tym NIEMIECKIM kanale będzie można walkę obejrzeć za darmo), ale mnie to nie obchodzi. Zresztą nie jestem pewien, czy będzie aż tak dużo osób, które po zapłaceniu 40 złotych za transmisję, z radością udostępnią streaming za darmo tysiącom (a nawet podejrzewam, że będzie tym razem więcej osób, które będą chciały obejrzeć walkę w Internecie) spragnionych sukcesu Polaków. Ja sam nie interesuję się boksem, uważam, że jest to wybitnie bezsensowna dyscyplina sportu (cóż, są gusta i guściki, prawda?), ale nie zmienia to faktu, że chciałbym obejrzeć walkę o tytuł mistrza świata polskiego boksera W POLSKIEJ telewizji.

Cóż, szkoda, że to właśnie RTL zapewni mi transmisję z pojedynku. Przynajmniej posłucham sobie muzyki w trakcie :)