wtorek, 12 czerwca 2012

Pewnego dnia wybrałem się na koncert Linkin Park...

Witajcie,
W sobotę 9 czerwca 2012 miało miejsce wydarzenie historyczne. Linkin Park po 5 latach przyjechali do Polski, żeby dać koncert. Dla mnie była to informacja nie z tej ziemi: po 12 latach czekania w końcu mogłem zobaczyć swoją ulubioną kapelę na żywo. Nic więc dziwnego, że bilet zakupiłem już kilka dni po oficjalnym wpuszczeniu do sprzedaży. Ekscytacja rosła z każdym dniem, ciężko było się skupić wiedząc, że już niedługo zobaczę ICH, ten Linkin Park. Ale zanim opowiem Wam o koncercie, parę zdań wstępu.

1. Warszawo, Witaj!
Około 12.20 zawitaliśmy do Warszawy i pierwsze, co cisnęło się na usta, to "WOW". Stolica jest naprawdę świetnie zorganizowana (a dodatkowo biorąc pod uwagę EURO 2012, bardzo kolorowa) i wygląda cudownie. W podziemiach dworca jest pasaż handlowy (sic!), a zaraz po wyjściu oczom naszym ukazały się Złote Tarasy, największe centrum handlowe, jakie dane mi było widzieć. Wszystko, o czym można marzyć, znajduje się właśnie tam: sklepy z odzieżą, elektroniką, a nawet figurkami RPG, czy sklep dedykowany wyłącznie grom wideo i wiele innych. Po wyjściu na miasto oczom naszym ukazał się Pałac Kultury, a zaraz obok jest Strefa Kibica, której niestety nie zdążyliśmy odwiedzić, ponieważ mieliśmy delikatnie napięty kalendarz. Zdążyliśmy jednak pojechać w okolice Stadionu Narodowego, który prezentuje się imponująco, możemy być z tego dumni. Szkoda, że nie wpuszczano nikogo do środka na zwiedzanie, ale to jest całkiem logiczne, w końcu Euro trwa i nie organizatorzy nie mogą sobie pozwolić na uszkodzenia murawy itp.



Na samo zwiedzenie stolicy potrzeba około całego dnia, żeby zobaczyć wszystko. My ograniczyliśmy się tylko do Narodowego, a to ze względu na to, że opaskowywanie uczestników Orange Warsaw Festival miało trwać do ok. 18, więc musieliśmy wybrać się do Pepsi Areny. Zanim jednak o tym, muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Warszawa jest świetnie zorganizowana pod względem komunikacyjnym i to nie tylko przy okazji Mistrzostw Europy. Z okazji OWF zostały uruchomione dodatkowe linie autobusowe, co ułatwiało podróżowanie w kierunku Torwaru i w drugą stronę do Dworca Centralnego (co nie zmienia faktu, że z festiwalu wracaliśmy autobusem nocnym, niezwykle rozbawionym i wypełnionym po brzegi).

2. OWF 2012 czas zacząć!


Przybyliśmy pod stadion ok. godziny 17 i wrażenie zrobiła na nas ilość ludzi, jaka zgromadziła się na Łazienkowskiej (w końcu był to nasz pierwszy większy koncert, więc nie można się nam dziwić). Atmosfera była świetna, czuć było ekscytację tłumu, który w 95% składał się z fanów LP. Jeszcze przed stadionem atmosferę rozgrzewał Rockstar Energy Drink, który rozdawał swój czarny napój energetyzujący ZA DARMO (cena w sklepie- ok. 4 zł). Po przejściu przez kontrolę biletów udaliśmy się na opaskowanie. Dostaliśmy pomarańczowe opaski, których niestety nie dało się zdjąć inaczej niż przez ich zerwanie. Szkoda, ale gwarantowało to przynajmniej utrzymanie opaski na ręku. Przed wejściem na płytę rozejrzeliśmy się po strefach, w których prezentował się Samsung (który udostępnił wielkie serce, na którym można było napisać, za kocha się Polskę. Przy okazji pochwalili się niektórymi ze swoich produktów), namiot z Rock Band, w który można było z kimś pograć, DARMOWA woda mineralna (co później uratuje nam skórę) w kubeczkach z logiem TVN-u, strefa gastronomiczna oraz sklepik z pamiątkami. Kupiłem tam singiel LP "Burn It Down", niestety koszulki Linkinów kosztowały 100zł, więc zrezygnowaliśmy. Wsparliśmy także organizację Mike'a Music For Relief.

3. Wejście smoka








"WOW", po raz któryś mi się wcisnęło na usta. Stadion Legii jest piękny, inaczej tego nie można określić. Zdziwiliśmy się, że ludzi nie jest aż tak dużo, zdołaliśmy znaleźć miejsce ok. 25-30 metrów od sceny, trochę pod skosem, ale telebim mieliśmy idealnie przed oczyma (na telebim nie musieliśmy często zaglądać, scenę widać było doskonale). Rozsiedliśmy się wygodnie w oczekiwaniu na pierwszy koncert, który miał dać Fisz Emade Tworzywo. Nie porwali publiczności, ale pokazali ciekawe podejście do tematu (m.in. eksperyment ze szczekaczką w niektórych piosenkach). Niestety, ciężko było cokolwiek usłyszeć i nie wiem, czy była to wina zespołu, czy słabego udźwiękowienia. W każdym razie lepiej słychać było instrumenty niż artystę ( ten sam problem wystąpił przy Garbage).
Następnie na scenę wyszło największe zaskoczenie OWF, czyli De La Soul. Zrobili świetne show, rozgrzali publikę i świetnie się przy tym bawili. Dla miłośników hip-hopu polecam tę grupę.
Garbage to kolejne pozytywne zaskoczenie. Nie takie, jak De La Soul, ale Garbage są doskonałą definicją tego, że pierwsze wrażenie nie musi być decydujące. Bo oto na scenę wyszło trzech dziadków, którzy jak już zaczęli grać, to pokazali, że Rock jest wiecznie młody. Do tego urocza wokalistka z ciekawym wokalem (i znowu, ciężko było czasami usłyszeć co ona śpiewa) i równie interesującym repertuarem. Dajcie temu zespołowi szansę, nie zawiedziecie się.

4.LINKIN PARK! LINKIN PARK! LINKIN PARK!
Garbage skończyło swój występ parę minut po 22 i wtedy właśnie zaczęły się największe emocje. W życiu nie widziałem, żeby techniczni otrzymywali takie owacje. Ale nic dziwnego, każdy nowy element sceny przybliżał nas do momentu, na który wielu z nas czekało od lat, na występ Linkin Park. Skandowane przez 80 tysięcy widzów okrzyki "LINKN PARK! LINKIN PARK! LINKIN PARK!" niosły się po Warszawie z siłą huraganu. Czuliśmy dreszcze na plecach, było niesamowicie. Ale najlepsze miało dopiero nastąpić.
22.45, zaczyna się i to jak! Dawno nie widziałem takiego poweru na początku koncertu. A Place For My Head zmiotło czapki z głów, a potem było jeszcze mocniej, jeszcze intensywniej, jeszcze szybciej. Pierwsze trzy piosenki pokazały, w jak świetniej formie są chłopaki. Chester krzyczał jak nigdy, biegał po całej scenie, Mike podjudzał publikę to jeszcze większej aktywności, która i tak na początku koncertu mocno zszokowała zespół (naprawdę, widać było ich miny, byli zachwyceni). Chcieliśmy im dać do zrozumienia, że tęsknimy i chcielibyśmy widzieć ich częściej niż raz na 5,6 lat. Bardzo pozytywnym akcentem był powrót do piosenek ze starych płyt, przy których LP dokładało coś od siebie (intro, małe improwizacje, nowe smaczki), ale jednym z najpiękniejszych momentów koncertu było zachowanie publiki podczas Ballad Medley, czyli połączeniu Leave Out All The Rest, Shadow of The Day i Iridescent. Mnie osobiście zaparło dech w płucach. Przy In The End nawet Mike podszedł do tłumu, co nie zdarza się tak często. Koncert zamknęli w wielkim stylu, grając One Step Closer, przy którym publika po raz ostatni tego dnia oszalała i pokazała wielką energię.

5.In the End..
Fantastyczny koncert, tylko tak da określić się to, co przeżyliśmy. Energia, którą wyzwoliliśmy, a także 7-godzinny brak dostępu do wody, zrobił swoje i przez kilkanaście minut leżałem na murawie tuż przy trybunach, dochodząc do siebie. Na szczęście organizatorom zostało jeszcze parę butelek wody, która uratowała nas od męczarni :)

Cudowna atmosfera i epicki występ Linkin Park zagwarantowały wspomnienia na całe życie. Do następnego razu!