środa, 30 grudnia 2009

Death Awaits You...

Próbował coś napisać. Zamiast uczucia ulgi, narastająca frustracja powodowała pulsujący ból głowy. Sięga po butelkę wódki. I tak dzień za dniem, już zapomniał ile to miesięcy nic nie napisał, nie zarobił sobie na chleb. Pomyślał sobie, że taki już los pisarza, przechylając szklaną boginię do końca, i osuwając się na podłogę. Frustracja została pokonana przez bezsilność. Usypia. Budzi się. I tak na przemian, pół nocy spędza w tańcu śniącego. Wstaje, nie chce patrzeć w lustro, ale robi to jakby odruchowo. Nie poznaje tego kolesia, przekrwione oczy, zmarniała twarz, brudne ręce. Dawno nigdzie nie wychodził, pomyślał, że gdy będzie miał spokój natchnienie wpadnie niczym poranny wiatr przemykający się przez szpary w oknach, delikatnie biorąc go za rękę. Zamknięty w czterech ścianach, zaczął bać się tamtego świata, jakby nie istniał. Nie jadł, stracił ochotę, tylko pił. Krząta się po domu szukając swojego miejsca, wraca do biurka. Bierze pióro do ręki i patrzy w beznamiętną biel kartki. I znowu frustracja, ale nie ma butelki. Frustracja zmienia się w złość, złość w zwierzęcą agresję. Rozwalając biurko, przysięga sobie, że już nigdy więcej nic nie napisze, wie jednak gdzieś w głębi swojej zmęczonej duszy, że tak nie będzie, że jutro znowu tam usiądzie. Ktoś puka przerywając jego myśli. To znowu ta wścibska suka spod siódemki. Nie ma swojego życia, więc została osiedlowym radiem. Dzisiaj się to skończy. Zaprasza ją do środka, mami ją swoimi problemami, ona na pewno to łyknie i niczym ćpun na głodzie, będzie chciała więcej. Opowiada tej hydrze o tym, że nie może nic napisać i innych tego typu rzeczach. Bez żadnej blokady wyjawia najciemniejsze sekrety z dzieciństwa. Ona i tak tego nie powtórzy. Nikomu. Już nigdy więcej. Szuka czegoś, nie przerywa opowiadania, nie chce odwrócić uwagi najwierniejszej słuchaczki, jaką kiedykolwiek miał. Może gdyby spróbował z tą kobietą? Zawsze słuchająca, wiernie i nieprzerwanie. Nie, to nie ma szans, jest zbyt porywczy dla kobiet, żadna go nie chciała w ten sposób. Znalazł, chowa to niczym prezent za plecami. Podchodzi do sąsiadki, kopie mocno w żołądek. Straciła przytomność, nareszcie nie mówi, nie plotkuje za plecami. Cisza napełnia go spokojem, jednak ona wciąż tu jest, ale on wie, co z nią zrobi. Rozebrał ją, powoli, nie spieszy się, wpatruje się ciągle w jej twarz, jest taka piękna. Wreszcie wyjął prezent zza pleców. Ten młotek był od zawsze jego najlepszym argumentem w sprzeczkach z kobietami. Wyjął paczkę gwoździ, rozkłada jej ręce i nogi wpatrując się w jej wspaniałą kobiecość, przybija ją do podłogi, ona się budzi i krzyczy, on zatyka jej usta i czeka aż nie będzie miała siły krzyczeć. Ona przerażona patrzy na jego nagie ciało, płakała gdy raz po raz wbijał się w nią ze zwierzęcą furią, w końcu opadła z sił targana kolejnymi spazmami. On nie kończy, bawi się ze swoją ofiarą, nie pozwala jej zasnąć, niech płaci za swoje wścibstwo, przez które rozpadło się tyle pięknych par, tyle cierpienia, które odbierał i przeżywał razem z nimi. Teraz jest tylko jego, zdana na jego łaskę. Ona nie czuje bólu, nie czuje noża w jej brzuchu, a On wyjmuje ostrze i po raz kolejny je zagłębia, oślepiając Ją. Nie zobaczy już niczyjej kłótni. Przebija jej bębenki. Już nigdy nie usłyszy niczyjej tragedii. Ona nadal żyje, On się nudzi, wbija nóż w gardło, kończy zabawę. Znowu frustracja zniknęła, nie było już nic. Chwilowa radość ustępuje miejsca nicości. W nicości odnajduje go jego Jedyna towarzyszka, wskazuje mu okno. On jest posłuszny, pokochał ją do granic szaleństwa. Ona bierze go za rękę i leci razem z nim, będzie z nim do końca. On patrzy jej w oczy. Spadając w nicość, odprawiając ostatni Dance Macabre...