Witajcie,
W dzisiejszych czasach, żeby zaistnieć trzeba być znanym w "miejscu", gdzie miliony ludzi zbierają się, żeby się zrelaksować, poczytać, oglądać filmy i ogólnie korzystać z dobrodziejstw znanych Internetowi. Jednak ostatnim czasy recepta na bycie popularnym nieco odbiegła od szeroko pojętych kanonów. Mówiąc "nieco" mam na myśli to, że spadło to wszystko i roztrzaskało sobie łeb. Jednak dzisiaj kategorii Internetowej popularności jest tak wiele, że czasem nie sposób nadążyć.
Wszyscy słyszeliśmy skądś o pewnej dziewczynce (czyżby?), która swą popularność oparła na swojej skrajnej głupocie. Wszyscy wiemy, o kim piszę, więc nie zamierzam tu podawać jej/jego adresu blogowego (dodam tylko, że umieszczony jest na onecie, gdzie jak powszechnie wiadomo zbierają się wszystkie "głupie dzieci"), nie będzie tu żadnej reklamy. Osoba ta inteligencję odziedziczyła pewnie po okolicznym kamieniu, wielcy narodowi wieszcze przewracają się zapewne w grobie. Przyzwyczailiśmy się do "pokemonowego" pisma oraz do tego, że poziom ortografii młodzieży błaga o dobicie, najlepiej kończące się ciężkim przypadkiem... śmierci. Lecz połączenie tych dwóch "rzeczy" dało zabójczą mieszankę, przy której ja, językowy terrorysta (tak, nie toleruję głupich błędów) dostaję białej gorączki. Sam przeczytałem ze zdumieniem (znowu delikatne słowo) ze trzy notki, w których autor/-ka łączy w sobie skrajną głupotę z pierwiastkiem "spolszczonej angielszczyzny" (pojęcie stworzone chyba przeze mnie, polegające na pisaniu angielskich słów ze słuchu. Wyobraźcie sobie teraz to plus "p0k3moN" i ortografia i otrzymamy całokształt bloggerski tejże osoby), która również woła o pomstę do czegokolwiek na świecie. Najciekawsze jest to, że autor/-ka tego bloga otrzymuje po każdej notce średnio 1300 komentarzy. Udało się więc zaistnieć i zdobyć popularność. Brawo, a teraz idź gdzieś umrzeć, proszą Cię o to wszyscy poloniści i resztka rozsądnych Internautów.
Youtube jest niewątpliwie portalem społecznościowym, na którym zaistnieć można na wszelakie sposoby. Jedni osiągają popularność ciężką pracą i naprawdę ciekawymi filmikami (jeżeli lubicie gry komputerowe polecam profile Tatsudoshi, ProtonJon SA, więcej nie pamiętam, ale jak chcecie to piszcie, wtedy chętnie podam), inni postanowili zdobyć popularność stając się "Youtube Whores" lub po prostu próbując w jakiś sposób zbudzić sensację wśród społeczności.
Zacznijmy od użytkownika ShaneDawsonTV. Jest on przykładem człowieka, którego filmiki stoją na nieprzyzwoicie niskim poziomie, a jednak zbiera po ok. 2mln obejrzeń, ma ok. miliona subskrybowanych użytkowników, uczestniczy w programie partnerskim YouTube. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze sub4sub (subskrybcja za subskrybcję, czyli ja Ciebie a Ty mnie), a po drugie słowa-klucze. Cóż to takiego te słowa-klucze. Otóż program partnerski YouTube polega mniej więcej na tym, że najpopularniejsi twórcy mogą zarobić pieniądze za umieszczanie popularnych filmików w serwisie. Jest to oczywiście duże uproszczenie, ale nie o to chodzi. Chodzi mi o to, że w tytuły jego "dzieł" brzmią mniej więcej tak: "DEGRASSI GIRLS GONE WILD"( Degrassi to taki popularny w USA serial dla młodzieży, w Polsce chyba leci na ZigZapie) lub zawiera słowa przyciągające uwagę takie jak "naked", "boobs" czy "sex". Filmy natomiast nie mają nic wspólnego z tym co mamy w tytule, ogólnie rzecz biorąc, jest to mało zabawny teatr jednego aktora.
Jak więc widzicie na tych dwóch przykładach, popularność można zdobyć będąc kompletnym idiotą lub Internetową szmatą (przepraszam za ostre słowa).
Pozdrawiam tych, którzy to przeczytają i obiecuję pisać częściej, bo jest o czym
Nuta na dzisiaj to Rise Against-Hero Of War
środa, 24 marca 2010
czwartek, 11 marca 2010
FF7 Pokonane :D
Witajcie,
W końcu, po tylu latach, przeszedłem Final Fantasy VII. Jest to dla mnie ważne z kilku powodów: marzyłem o tym od kiedy gra ujrzała światło dzienne. Nie byłem w stanie jednak dokończyć, ponieważ albo moja PSX nie dawała rady lub musiałem formatować zepsuty dysk tracąc save'y na emulatorze. W końcu dzisiaj o godzinie 19:30 pokonałem Sephirotha i było mi dane ujrzeć koncową sekwencję FMV (swoją drogą trwała ponad 15 minut, więc było warto. Ukończenie gry zajęło mi ok. 35 godzin, co jest niezłym czasem zważywszy na to, że nie ukończyłem wszystkich questów pobocznych (WEAPON-y i Chocobo). Ukończenie ulubionej gry, o której wie się bardzo bardzo dużo jest naprawdę sporym osiągnięciem.
To tyle w tej notce, chciałem się tylko pochwalić, jak bardzo chciałem przejść tą przygodę.
Następnie zabieram się do FFIX, części ósmej nie mam na dysku więc od razu zacznę IX, z którą nie miałem okazji się na dłużej zapoznać, a jest czego żałować.
Farewell, My Friends :)
W końcu, po tylu latach, przeszedłem Final Fantasy VII. Jest to dla mnie ważne z kilku powodów: marzyłem o tym od kiedy gra ujrzała światło dzienne. Nie byłem w stanie jednak dokończyć, ponieważ albo moja PSX nie dawała rady lub musiałem formatować zepsuty dysk tracąc save'y na emulatorze. W końcu dzisiaj o godzinie 19:30 pokonałem Sephirotha i było mi dane ujrzeć koncową sekwencję FMV (swoją drogą trwała ponad 15 minut, więc było warto. Ukończenie gry zajęło mi ok. 35 godzin, co jest niezłym czasem zważywszy na to, że nie ukończyłem wszystkich questów pobocznych (WEAPON-y i Chocobo). Ukończenie ulubionej gry, o której wie się bardzo bardzo dużo jest naprawdę sporym osiągnięciem.
To tyle w tej notce, chciałem się tylko pochwalić, jak bardzo chciałem przejść tą przygodę.
Następnie zabieram się do FFIX, części ósmej nie mam na dysku więc od razu zacznę IX, z którą nie miałem okazji się na dłużej zapoznać, a jest czego żałować.
Farewell, My Friends :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)